Podczas wiecu w Villepinte pod Paryżem Nicolas Sarkozy mówił zaskakująco dużo o Europie. I to w tonie nawet dość bojowym. Chciał pokazać, że jest zdolny Europę kopnąć, by ją popędzić galopem do przodu.
W przemówieniach polityków francuskich, ale pewnie i ogólnie europejskich, jest niemal zawsze obowiązkowy rozdział o Europie. I na ogół wiadomo, że jest to moment, w którym można spokojnie się zdrzemnąć, albo pójść zaparzyć herbatkę, no bo wiadomo - polityk powie, że trzeba integracji, że wspólna europejska rodzina, że nasze europejskie wartości, że ojcowie założyciele, że wspólna waluta, wspólny dobrobyt, pokój, spójność i Komisja Europejska. Przewidywalne nudy.
Aż tu Sarkozy'emu udała się rzecz dość niezwykła - długi fragment poświęcony Europie był chyba najbardziej rockandrollowy z całego jego przemówienia. Sarko zapowiedział na przykład, że jak trzeba będzie, to Francja wystąpi ze strefy Schengen. Myśl jest następująca: podobnie jak istnienie strefy euro, a więc grupy krajów o wspólnej walucie, narzuca powstanie pewnej formy wspólnego zarządzania gospodarką tych krajów, i to niekoniecznie zarządzania opartego na jednomyślności wszystkich członków, tak powinno być również ze strefą Schengen.
Kraje strefy są przed sobą wzajemnie odpowiedzialne za swoją politykę imigracyjną, bo jej konsekwencje są wspólne dla wszystkich. Potrzebna jest zatem daleko posunięta spójność tej polityki i solidarność. A to oznacza konieczność wspólnego zarządzania strefą Schengen i podejmowania decyzji na przykład o wykluczeniu jakiegoś kraju z niej, jeśli kraj ten nie przestrzega owych zasad solidarności.
I Sarkozy powiedział wprost, że jeśli nie uda się w ciągu dwunastu miesięcy wprowadzić tej wspólnej i spójnej polityki imigracyjnej krajów strefy Schengen, z uproszczonym systemem podejmowania decyzji, to Francja po prostu zawiesi swoją przynależność do strefy, albo wręcz z niej wystąpi.
Oczywiście natychmiast odezwała się w wywiadzie telewizyjnym Marine Le Pen i żaliła się, że to przecież ona już wcześniej powiedziała, że trzeba wyjść ze strefy Schengen. Bidula udaje, że nie rozumie, że to przecież wcale o wyjście ze strefy nie chodzi. Gdyby Francja, ze swoim rozmiarem i swoim położeniem na skrzyżowaniu niemal wszystkich europejskich dróg, opuściła strefę Schengen, to po prostu strefa owa przestałaby istnieć. Sarkozy powiedział po prostu, że zmusi kraje strefy do jej zreformowania pod groźbą unicestwienia jej.
Prezydent - kandydat chciał po prostu pokazać, że będzie w dalszym ciągu odgrywał rolę tego, kto pcha ten interes do przodu, i subtelnie (he he) nakłania innych, by szli wraz z nim. Będzie trochę groził, trochę pochlebiał sąsiadom, trochę szantażował, trochę czarował, i wreszcie dopnie swego.
Mówiąc o Europie Sarkozy chciał pokazać Francuzom, że jest silnym przywódcą, który jest w stanie zmusić do współpracy nawet nieco przyciężkawą i jakby nie było zamożniejszą Angelę.
To trochę jak podczas pamiętnego szczytu w Pałacu Elizejskim, podczas którego podjęto decyzję o akcji zbrojnej przeciwko Libii Kadafiego. Angela wahała się, czy decyzję tę poprzeć. No i subtelny Sarko powiedział jej na boku, że powinna jednak przestać się wahać, bo francuskie Miraże już są w powietrzu i za kwadrans dolecą do Benghazi i zaczną strzelać. Angela zaksztusiła się czekoladowym tortem, i poparła.
Przemówienie w Villepinte było raczej udane. Nie wiem, czy to wystarczy, by poprawić sondaże Sarko. Ale wciąż odnoszę wrażenie, że to raczej on te wybory wygra. Zobaczymy.
A na razie zapraszam do przeczytania owocu naszej relacji na żywo ze wiecu. Oczywiście wiadomo, trzeba czytać od dołu do góry:
pl.euronews.com/2012/03/11/wiec-wyborczy-nicolasa-sarkozyego---sprawozdanie-na-zywo/
I niezmiennie zapraszam na stronę główną naszego polskiego serwisu Euronews:
pl.euronews.com/
