Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
63
BLOG

Co czytają ochroniarze w Pałacu Elizejskim?

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 10

Wielka improwizacja wczoraj na dziedzińcu Pałacu po zakończeniu cotygodniowego posiedzenia Rady Ministrów. Dziennikarzy było oczywiście więcej niż zwykle. W związku z tym dano nam do dypozycji większy teren niż przy każdym innym wydarzeniu. Zazwyczaj ogrodzenie dla dziennikarzy jest ustawiane w rogu dziedzińca Pałacu, a ważni ludzie mają do swojej dyspozycji niemal cały dziedziniec, po którym mogą dzielnie maszerować przed kamerami.

Tym razem ogrodzenie dla dziennikarzy przebiegało w poprzek dziedzińca, zajmowaliśmy więc praktycznie jego połowę, a dla wychodzących z posiedzenia rządu ministrów zostawał tylko stosunkowo wąski przesmyk między nami a murem.

 

I tak trwaliśmy w tym ukośnym szyku, a wszyscy liczyli na to, że uda się od jakiegoś bardziej gadatliwego ministra wyciągnąć dwa słowa o tym, że prezydent jest w świetnej formie i że dziarsko przewodniczył ostatniemu przed wakacjami posiedzeniu rządu. Nikt nie liczył na to, że pojawi się Sarkozy, bo jego nigdy nie widać ani przed ani po posiedzeniach Rady Ministrów.

 

Drzwi Pałacu otwierają się i nagle ktoś coś powiedział, i w ciągu zaledwie piętnastu sekund udało się przegrupować ten ukośny szyk dziennikarzy w szyk frontalny na wprost wejścia do budynku. Nie wiem, jak to się mogło tak szybko udać, ale przegrupowanie było godne najlepszych armii świata. A wszystko dlatego, że tym razem prezydent postanowił osobiście się z nami spotkać.

 

Wyszedł więc Nicolas Sarkozy do tego dziennikarskiego stadka, które właśnie kończyło paniczne przenoszenie kamer, stołków dla fotoreporterów, przerzucanie kabli. No i prezydent wyjaśnił, że jest zdrowy, że zasłabł z powodu zmęczenia, że będzie teraz przez trzy tygodnie odpoczywał, jeśli oczywiście sytuacja na świecie i we Francji na to pozwoli.

 

Karierę we francuskich mediach i depeszach agencyjnych zrobiło wczoraj słowo „patachon”, którego używa się najczęściej w wyrażeniu „vie de patachon” oznaczającym mniej więcej „hulaszcze życie”. Sarkozy podkreślał właśnie, że nie hula, że spędza wieczory spokojnie w domu, nie wychodzi na żadne imprezy towarzyskie, nie pije, nie pali (oprócz cygara od czasu do czasu), a więc nie ma powodu, by zmieniał swój tryb życia. Musi tylko trochę odpocząć, i tyle.

 

Po tej konferencji prasowej, gdy szedłem już w stronę sąsiadującej z Pałacem sali, w której miała się odbyć tradycyjna konferencja prasowa rzecznika rządu, przechodziłem obok jednego z samochodów zaparkowanych na dziedzińcu. Samochód należał albo do Pałacu Elizejskiego, albo też czekał na któregoś z ministrów, którzy jeszcze nie wyszli z posiedzenia rządu.

 

Obok kierowcy siedział osiłek pełniący wyraźnie funkcję ochrony ważnej osobistości, na którą samochód czekał. A przed oczami trzymał, szeroko rozpostarty na niemal całą szerokość przedniej szyby, najnowszy numer satyrycznego tygodnika „Le Canard enchaîné”.

 

Obrazek dość zabawny, zważywszy że ten jakby nie było funkcjonariusz państwa czytał w sposób zupełnie naturalny, na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego, pismo, które połowę swojej objętości przeznacza na obśmiewywanie prezydenta, premiera i ministrów, i którego najpopularniejsza ostatnio rubryka nosi tytuł „Dziennik Carli B.”.  Dziennik oczywiście fikcyjny.

 

Mam wrażenie, że obrazek ten świadczy o zdrowym podejściu w tym kraju do satyry i prześmiewców.

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka